Zapiski na skrawku dysku… drapanki ze ścianki 20

‚Rozpal kaloryfery’ zażądałem o świcie, ‚futerko mi marznie’. Ludzina spojrzała na mnie spode łba. ‚Oszalałeś?’ zapytała, ‚jeszcze lato, jesień zaczyna się w środę a do zimy to łohohoho’. Jakie tam lato! Ćmok i ziąb. Jesień, deszczem i wiatrem, rozmawia z daglezjami. A ma padać jeszcze mocniej. Ludzina zamiast szukać desek na arkę powinnna poszukać drewna na rozpałkę (kitku rymuje, znowu!). Wypatrzyłem żółte liście a u sąsiadów za miedzą zaczerwienił się winobluszcz. Nie ze wstydu chyba, a z zimna. Daję słowo, gdyby miska była pusta wyprowadziłbym się z domu. Jedyny pozytyw, pozostałe wszystko jest nie tak. Od chwili zaginięcia ludziny i cudownego jej odnalezienia pilnuję stada. Kundela jakby mniej, niech sam dba o siebie, co zresztą robi. O mnie ludzina mówi „panienek z okienek” potemu, że okupuję parapety. Opanowałem czasoprzestrzeń czyli przemieszczanie się naokienne w czasie błyskawicznym. Widok mam znakomity, na cztery strony świata. Przynajmniej do momentu, gdy obiekt znika za rogiem. Wczoraj wróciła z obrzydliwym zapachem Bońka na skórze i swetrze. Jak można głaskać obce koty mając własne szczęście pod ręką? No jak?? Bonifacy może jest przystojniejszy, absolutny brunet z białymi obłożeniami, ale i ja ostatnio się wylaszczyłem. Więcej jem, dłużej śpię, stałem się bardziej tulaśny. Futerko mam lśniące, oczka żywe i błyszczące, wdzięku posiadam więcej niż niejedna modelka. I to ja czekam cierpliwie na ludzinę nie opuszczając stanowisk obserwacyjnych. Drugim punktem są drzwi. Tam siedzę w czasie ‚gościowania’. Przeczekuję zakłócających spokój domowy, szczęściem nielicznych. Ludziny pilnować mus. Kundel do każdego ogonem macha i każdego jest gotów polizać. Za marnego pogłaska! sprzedawczyk bez ambicji. Siedzę więc w otwartych drzwiach i pilnuję właściwych zachowań. Gdyby ktoś, coś, ruszę z odsieczą. Zadrapię, zagryzę, nie oddam dwunożnej. Za nic! Jeśli tak bardzo chce niech nazywa mnie wsiowym Maneki-Neko. Japoński to ja nie jestem ale przynoszę szczęście. Nawet lewej łapki podnosić nie muszę. Moja obecność chroni dom nie gorzej niż porcelana, która mruczeć nie umie i zimna jest okrutnie. Jednak wolę myśleć o sobie w innych kategoriach. Taka na przykład, tajlandzka Świątynia Tygrysów, to jest coś. Małe tygryski przynoszone do buddyjskiego klasztoru, zaopiekowane przez mnichów, dorastają i żyją w stadzie z dwunożnymi. Pełna symbioza. I przyjaźń.
Wiem, marudzę. Ludzina mnie nie krzywdzi ale i ja w zabawie chowam pazurki, podgryzam też delikatnie. ‚Moja ci jest.’ Mam prawo być zazdrosnym kotem. Tylko ja, nikt więcej. Daruję jej zaczytanie, na papierowej książce fajnie się śpi, przez okładkę czuję zapach opisywanych ziół. Gorzej z doradztwem, w które dała się wmanewrować. Od kilku wieczorów rozstrząsają z koleżanką problem prezentowy. Perła czy brylancik? Wybrałbym perłę(?), z kilku powodów. Po pierwsze primo: jeśli się ozdoba nie spodoba, darbiorczyni może wykorzystać ją kulinarnie, razem z łańcuszkiem. Ugotować rosół wg sarmackiego przepisu: „rosół staropolski sztucznie gotowany, Do którego pan Wojski z dziwnemi sekrety Wrzucił kilka perełek i sztukę monety”. Po drugie primo: taka Tahiti czy Akoya, niegannie okragła, dobrze by się turlała. Można oddać kotu do zabawy, chętnie potoczę świecidełko pod kanapę. Po trzecie primo: nie wiadomo na pewno, czy czarna perła przynosi szczęście w miłości. Lepiej spróbować, niż żałować. Po czwarte primo: perły umierają, po latach tracą blask i rozsypują się w pył a jeśli chce się je unicestwić wcześniej wystarczy utopić w occie. Zostanie tylko bardzo drogi płyn, bez śladu klejnotów. I po piąte primo, negatywne: perłowa farma jest przerażająca. Hodowla małży jak lisów czy norek. Śmierć dla ozdobienia modnisi. Ten punkt dyskwalifikuje pozytywy. Powiecie, że jestem mordercą, bo zagryzam myszy. Tak, ale konsumpcyjnie, genów nie oszukam, nie dla naszyjnika z mysich ogonków.
Brylanty są wieczne. Marilyn Monroe śpiewała: „Diamenty są najlepszymi przyjaciółmi kobiety” ale już Holly Golightly w kultowym „Śniadaniu u Tiffaniego” mówiła, że „noszenie brylantów przed ‚czterdziestką’ jest wulgarne”. Jaki tam brylant! Koleżankę emerytkę stać najwyżej na ułamek karata, przy wygranym wyścigu z inflacją i bez obciążania obdarowanej podatkiem od darowizny. Ździebełko udające cyrkonię. W odróżnieniu od ostatniej niestarzejące się.
Na szczęście problem nie nasz. Nam ludzina obiecała kocyk z rękawami. Duży i miękki. Trzyosobowy (trzyistotowy?), żebyśmy wszyscy się pod nim zmieścili. Zaklepuję lewy rękaw. Pieseł dostanie, jak kawałek zostanie.
„A poza tym, nic na działkach się nie dzieje.” 😀

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.